Dowalamy sobie nawet wtedy, kiedy wszystko idzie dobrze. Jak żyć? Jak sobie nie dowalać?

Chcę Ci napisać o czymś, co długo było dla mnie zaskakujące. Krytyk wewnętrzny to nie tylko głos, który się odzywa, kiedy coś nie wychodzi. On często pojawia się… też wtedy, kiedy wszystko jest w porządku. Kiedy dzieje się coś dobrego.
Robi taką trochę krecią robotę, przez którą trudno się cieszyć tym, co jest.
„Tak mi dobrze. Zaraz coś jebnie.”
„Ot, trafiło się ślepej kurze ziarno.”
„Oni nie wiedzą o mnie wszystkiego, jak się dowiedzą, wszystko się zmieni.”
„Kaśka to już ma rozrośniętą firmę, ona to ma dobrze.”
„Stać Cię na więcej.”
„Sukces sukcesem, ale nie mogę spocząć na laurach.”
„Nie myśli tak naprawdę, mówi tak z grzeczności.”
„Dobre ciasto? Trochę mi się za bardzo przypiekło.”
Nie może być za dobrze. Prawda?
Miewasz tak czasem? Ja tak. Kiedyś miałam tego więcej. Trudno mi się było połączyć z chwilą, kiedy jest dobrze, eksplorować to, co się dzieje, że jest tak dobrze. Za to lądowałam w wiecznej pogoni za króliczkiem. Z myślą, że nawet jak go złapię, koniecznie trzeba będzie znaleźć kolejnego.
Doskonalimy się w tej pogoni. Bardzo dobrze widzimy niedociągnięcia i braki.
Niekoniecznie wiemy, jak być tu i teraz, doceniać to, co jest.
Dalej nam do szukania, co wpływa na to, że odczuwamy szczęście i pełnię.
To jest obraz krytyka wewnętrznego, którego wiele osób u siebie nie dostrzega. A dobrze zakorzenione schematy myślenia trudno jest zmienić, jeśli ich nie zauważamy. I jeśli nie dodajemy innych myśli – takich, które wspierają nas w dobrostanie.
Czemu tak się dzieje? (+ przykład)
Myślę, że z jednej strony dużo treningu w takim myśleniu było w wychowaniu.
W moim na pewno.
Miało mnie to uczyć pokory i ciągłego doskonalenia. Bo doskonałość doprowadzi mnie do bycia lepszą. Lepszą od innych, od tych, co to spoczywają na laurach.
A drugie, że dzięki temu będę zawsze w gotowości, na wypadek, jakby miało się jednak jebnąć. Będzie mi łatwiej reagować na coś, na co jestem przygotowana.
Tylko że z dzisiejszego punktu widzenia myślę, że nie chcę dzielić ludzi na tych lepszych i gorszych.
Chcę widzieć każdą osobę jako wartościową i ważną.
Poza tym zawsze będzie ktoś lepszy ode mnie, gorszy też. Więc to kwestia względna.
Perspektywa lepszości nie wspiera mnie w życiu i w relacjach ze sobą i z innymi ludźmi.
Nie czyni mnie szczęśliwszą.
Poza tym widzę, ile czasu spędziłam w życiu na czekaniu, aż jebnie, albo aż będzie ten wielki sukces. To jest stanowczo za dużo.
Chcę więcej uwagi poświęcać temu, co mam.
Chcę więcej świętować.
Trzeba więc napisać sobie o tym zupełnie nową historię.
Że niby jak sobie nie dowalać?
Żeby cokolwiek zmienić, trzeba to zauważyć.
Zauważyć, kiedy sobie dowalasz.
Spróbować dotrzeć do tego, do jakiej Twojej historii należą te myśli. Czy to jest dalej Twoja historia?
- Jakie znasz inne?
- Czy możesz dołożyć inne myśli, które będą bardziej spójne z tym, kim jestem dziś?
- Jakie masz dowody, że ta historia działa?
- A może – że ta stara historia nie działa?
- Czego chcesz się dowiedzieć, nauczyć, żeby to było dla mnie łatwiejsze – albo w ogóle możliwe?
Może wtedy będzie łatwiej chwilę pobyć w tym, że jest dobrze.
Że to wystarczy.
Nie poprawiać.
Nie analizować.
Nie spieszyć się do kolejnego zadania.
Tylko: „jest dobrze” i kropka.
Bez „na razie” na końcu.
Wspierający newsletter o konfliktach
Ten tekst powstał na bazie mojego newslettera sprzed kilku tygodni. Piszę o relacjach, konfliktach, różnorodności i codziennych zmaganiach z łagodnością. Osobiste historie przeplatam wiedzą i pytaniami, które pomagają widzieć więcej i głębiej.
🌀 Jeśli chcesz dostawać takie maile co tydzień – kliknij przycisk poniżej
Co inne osoby mówią o moich newsletterach…
- Prawie każdy Twój newsletter przesyłam dalej siostrze, mamie, przyjaciółkom a czasem i mężowi.
- Połączenie uczelnianej wiedzy i mądrości z poczuciem humoru.
- Nie próbuje Pani schlebiać odbiorcy, nie chce Pani na siłę przykuwać uwagi, – pisze Pani szczerze, z własnego doświadczenia.